"Thor: Ragnarok"

"Thor: Ragnarok" zdecydowanie oferuje widzom coś, czego próżno szukać w poprzednich odsłonach tej serii, mam tu na myśli nawet całe MCU, a nie tylko serię "Thor". Ten film nie korzysta z gotowego schematu, a m.in. wykorzystując fakt, że niektóre sceny ze zwiastunów wyglądają w nim inaczej, sprawia, że jest wręcz nieprzewidywalny. Doszło nawet do tego, że w pewnym momencie myślałem, iż pewnego ujęcia nie zobaczę w takiej formie, w jakiej je zapamiętałem. Okazało się, że w tym miejscu akurat nie było żadnych zmian, ale istotny kontekst pokazał mi tę sytuację w zupełnie innym świetle. Widać tu dość dużą swobodę i umiejętność improwizowania aktorów, dzięki czemu śmiechom nie było końca.
Na długo przed premierą można było dowiedzieć się, że reżyser zdecydował się odciąć od filmów Branagha i Taylora, jednakże ich wpływ na dzieło Waititiego był miejscami odczuwalny, dzięki czemu nie wygląda to tak, jakby to był pierwszy i być może jedyny solowy film o Avengerze, który długo na niego czekał, zaznaczając swoją indywidualną działalność w "Avengers" i ich sequelu. Można także z łatwością doszukać się odniesień do wspomnianych "Avengers", ale przede wszystkich do "Czasu Ultrona", który, nie ma co się oszukiwać, jest najzwyczajniej w świecie mostem i właśnie stał się trochę stabilniejszy.
Postaci i ich relacje zostały niesamowicie przedstawione, widać postęp na linii Thor-Loki, dzięki czemu ten film jako pierwszy, nie licząc produkcji od Jossa Whedona, podobał mi się prawie od początku do samego końca i zamierzam jeszcze nie raz do niego wracać. Dodatkowego zawirowania dodaje Walkiria, która wraz z wspaniale osobliwym Arcymistrzem rekompensuje z nawiązką brak takich postaci jak Erik Selvig i Darcy Lewis (Ktoś tu mówił o Jane? Nie? I dobrze.) Nie można przecież zapomnieć o Brusie Bannerze i Hulku. Ich wątek został świetnie przedstawiony, ponieważ w końcu Ruffalo dostał wystarczająco dużo czasu, by się wykazać w tej roli. Do tej pory widziałem w nim tylko naukowca z umiejętnościami lekko wykraczającymi poza jego ludzkie możliwości, teraz jest to człowiek z wielkim problemem i liczę, że już tak zostanie, a na horyzoncie kolejny grupowy film - "Avengers: Wojna bez granic" - tym razem od braci Russo.
Uznałem, że Korg zasługuje na osobny fragment tego tekstu, choć jest on dość krótki. Sądziłem, że wspomniany Korg, czyli postać grana przez samego Taikę Waititiego, będzie miał  rolę dość marginalną, ale ku mojemu zdziwieniu jest to bardziej pełnoprawna postać, która kradnie film, gdy tylko się pojawi. Sceny z tym są przezabawne, dlatego liczę, że na wspomnianym przez aktora-reżysera One-Shocie się nie skończy i pojawi się on już w przyszłorocznym widowisku.
Warto dodać parę słów o antagonistce, jest to kolejna postać ze słabymi motywacjami, ale są na tyle dobrze zaakcentowane, że w ogóle to nie razi podczas seansu, a wyłącznie przy głębszej analizie filmu. Hela ma swoje powody, by ostatecznie doprowadzić do, jakby nie było, tytułowego Ragnaroku, jednakże działania, które podejmuje, mogą zaskoczyć wielu widzów, jeśli chodzi o otrzymany efekt. Na całe szczęście nic tu nie jest naciągane. O Skurge'u napiszę zaledwie kilka słów. Przed filmem zupełnie nie wiedziałem, jak mam na niego patrzeć, w końcu kojarzy mi się wyłącznie z Amorą, której w filmie nie było, lecz nie była ona zupełnie potrzebna i postać Karla Urbana jest pełnowymiarowa i ma ciekawy wątek.
Na koniec parę słów o polskiej wersji językowej. Wszyscy bohaterowie powrócili z tymi samymi głosami, którymi mówili wcześniej w MCU (a Cate Blanchette z głosem z "Kopciuszka"), więc nie powinienem mieć do czego się przyczepić, gdyż wcześniej nie miałem z tymi połączeniami problemu, ale jednak teraz był jeden. Artur Dziurman, nim dostał rolę Draxa, użyczył głosu Volstaggowi. W 2014 roku postarał się, żeby te dwie postacie brzmiał inaczej, przyznam, że mu się to udało. Tym razem jednak jeden z Wojów Trzech brzmi po prostu jak Strażnik Galaktyki, który nie łapał metafor. Lekko zawiodłem się, gdy usłyszałem z ust Urbana głos Jacka Rozenka, nie mam żadnych zastrzeżeń go tego, jak wyszło, ale liczyłem jednak na Tomasza Schuchardta. Miałem nadzieję także na zachowanie głosu Jeffowi Goldblumowi z sequela "Dnia niepodległości", ale Waldemar Modestowicz pokazał, że potrafi pokierować aktora z tak charakterystycznym głosem, jakim tutaj jest Wiktor Zborowski, w taki sposób, aby idealnie się wpasował i nie dało się go rozpoznać. Michalina Łabacz w roli Walkirii również wzbudziła pozytywne emocje, ale nie ma co się nad nią rozpływać, może w przyszłości...
Reasumując, "Thor: Ragnarok" (jak i jego dubbing) to bardzo przyjemna produkcja, która wprowadziła do uniwersum kilka nowych i ciekawych elementów, aż nie mogę się doczekać, co z nimi dalej będzie. W mojej osobistej ocenie nie jest to najlepszy twór MCU, ale w prywatnym rankingu znajduje się bardzo wysoko.

Zobacz także:
"Ant-Man i Osa"

Komentarze

Popularne posty