"Avengers: Wojna bez granic"

Stało się! "Wojna bez granic" w końcu trafiła do kin. Czekałem na ten film prawie 3,5 roku, a im bliżej było do premiery, tym bardziej się bałem o fabułę, choć oczywiście nie chodzi mi o jej poziom. Tak wielkie wydarzenie, jakim jest 10-lecie MCU należało uczcić produkcją, która będzie się wyróżniała na tle 18 poprzednich.
Sceny ze sporą dawką humoru pojawiały się szczególnie na początku filmu, ja jednak nie byłem pewien, czy powinienem się śmiać podczas tej produkcji, choć oczywiście nie powstrzymywałem się od śmiechu, to przez większość seansu siedziałem w fotelu jak wryty i chłonąłem każdą jego chwilę, a podczas napisów końcowych, kiedy czekałem na dodatkową scenę, byłem już tak skołowany, że nie wiedziałem, co myśleć, w skutek czego prawie nie odczułem upływu czasu. Cały film minął bardzo szybko, dlatego już teraz mam zaplanowane wyjście na kolejny.
Avengers i ich towarzyszy znamy bardziej lub mniej, gdyż dostali oni już swój czas w poprzednich filmach, dlatego teraz Marvel miał dość dużo czasu, aby skupić się na Thanosie, którego rola była do tej pory śladowa, i jego dzieciach. Ci drudzy niestety zostali słabo przedstawieni. Tak jak pokochałem każdego z nich z osobna, czytając komiksy, tak w wersji filmowej byli mi strasznie obojętni. Natomiast Szalony Tytan został zaprezentowany tak dobrze jak jeszcze nigdy w komiksach, które czytałem. Byłem autentycznie przerażony jego planem, który potrafiłem w miarę zrozumieć. W miarę, bo nie jestem całkiem do niego przekonany. Liczę, że coś mi umknęło i podczas kolejnego seansu to wyłapię.
Oczywiście nie mogę zignorować roli tytułowych bohaterów i Strażników Galaktyki. Są oni dość istotni, dzięki temu, że ich znamy. Gdyby ktoś (patrzę na Was, Warner Bros.) zdecydował się nakręcić taki film bez odpowiedniego przygotowania, to najpewniej dobrego słowa bym o nim nie powiedział, gdyż w takim natłoku nietrudno się pogubić, a w dodatku już przy tej produkcji czułem, że coś mi brakowało w T'Challi i innych mieszkańcach Wakandy, choć bardzo lubię "Czarną Panterę" i zdążyłem ich w miarę poznać.
Od strony aktorskiej wszystko jest idealne. Josh Brolin wykreował takiego antagonistę (?), jakiego nigdy nie widziałem, choć "Mroczny rycerz" wciąż czeka, aż go obejrzę. Właściwie na tym mógłbym skończyć ten akapit, bo nie znajduję słów, by oddać to, jak jego Thanos mnie urzekł, natomiast pozostali aktorzy od Roberta Downey'ego Jr. przez Chrisa Pratta po Toma Hollanda tak zjednoczyli się ze swoimi postaciami, że nie jestem w stanie wytknąć im czegokolwiek, a przy wyżej wspomnianej produkcji bez przygotowania pewnie byłoby tego sporo.
Krótko o dubbingu. Aktorzy powracający już wcześniej sprzedali mi swoje kreacje, że mogę skupić się tylko na Thanosie, jego dzieciach i roli Petera Dinklage'a. Tak więc Jan Frycz, który zastąpił Marka Barbasiewicza w roli Szalonego Tytana, pokazał, że jest lepszym głosem Josha Brolina, choć nie kupiłem go od razu i mam wątpliwości, czy nadawałby się do "Deadpoola 2", ale i tak już za późno. Co do dzieci Thanosa, to ich głosy jakoś nie bardzo mi podchodziły, a każdy z innego powodu. Szukałbym pod nich innych aktorów, choć nad wymianą Bartłomieja Bobrowskiego musiałbym się dłużej zastanowić. Bardzo mnie ucieszyło, że Peter Dinklage dostał ten sam głos, którym mówił w "Przeszłości, która nadejdzie", ale Jarosław Boberek za bardzo odkrywczy nie jest i jego kreacje też nie za bardzo porwała.
Podsumowując, ten film jest wart obejrzenia, ale wypadałoby się na niego przygotować tak mentalnie jak i przez zapoznanie się z poprzednimi filmami, choć tak naprawdę niekoniecznie trzeba znać wszystkie. Pamiętajcie, że do kolejnej części został jeszcze rok. To może być najtrudniejszy okres w życiu fanów Marvela, w moim przypadku najprawdopodobniej będzie.
  
Zobacz także:
"Thor: Ragnarok"
"Ant-Man i Osa"

Komentarze

  1. Jan Frycz lepszy od Marka Barbasiewicza? Jak go usłyszałem to się za głowę złapałem, a wiesz mi jestem za polskim dubbingiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałem z nim na samym początku problem i to nawet niemały, ale tylko przy 1. seansie, a taki Kuśmider swoją 1. kwestią w "Zimowym żołnierzu" wybija mnie z rytmu do teraz.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty