"Ant-Man i Osa"

Gdzie był Ant-Man, gdy Thanos siał zniszczenie? Czy jego misja była tak pochłaniająca, że nie mógł pomóc Mścicielom? I najważniejsze - czy wyszedł z tego dobry film? Wbrew pozorom ciężko znaleźć odpowiedzi na pierwsze 2 pytania, bo na pewno znajdzie się ktoś, kto to zakwestionuje, dlatego zamierzam skupić się na ostatnim.
"Wojnie bez granic" (podobnie jak w zwiastunach tego filmu) powiedziano, że Scott ma areszt domowy, dlatego nie mógł dołączyć, ale czy we własnym domu da się przeżyć przygodę, która wypełni prawie 2-godzinny film i zadowoli znaczną część widzów? Może się da, początkowo film prezentuje taki pomysł, który nawet kupiłem, bo w końcu rodzina (czyli dom) jest bardzo ważna w życiu Langa, a na dodatek przepadam za scenami pokazującymi, jak wiedzie się bohaterom, gdy nie ratują nikogo i niczego. Niestety, taka fabuła mogłaby wypełnić co najwyżej cały odcinek (lub więcej) serialu, pod warunkiem, że cały sezon ukaże się na raz jak na Netflixie. Dlatego scenarzyści musieli szybko wymyślić, jak wyciągnąć Scotta na dwór.
Wydarzenia z "Wojny bohaterów" z pewnością wpłynęły na postacie, ale największą różnicę można zaobserwować u Hope, a nawet jej ojca, i Paxtona, jednakże ten ostatni nie ma tutaj wielkiej roli, choć zmienił się najbardziej, więc jeśli w następnej części będzie go tyle, co w "Ant-Manie", to chyba będę potrzebował dodatkowego wyjaśnienia. Bardzo przyjemnie obserwuje się rozwój relacji u postaci powracających, natomiast te nowe z wyłączeniem Avy i Janet jakoś niespecjalnie mnie ujęły, ale swoje zrobiły - popychały fabułę.
W tym filmie oczywiście trójka głównych bohaterów - Scott, Hope, a także Hank. Gdy już zaczęła się właściwa akcja filmu, każdy z nich dostał po jednym wątku. Na szczęście nie były one zbyt oderwane od siebie, dlatego ładnie się ze sobą przeplatały, dzięki czemu pozwalały śledzić fabułę bez ryzyka zgubienia wątku, co byłoby jednak trudne, ponieważ przez większość czasu bohaterowie trzymali się razem i starali się zespołowo (przy pomocy tych trzech ośmiołów) załatwić wszystko. Głównym antagonistą pozostaje panna Duch, która została całkiem przyjemnie napisana, jednakże lepiej prezentowała się pod kątem wizualnym, a zamknięcie jej sprawy, choć nie należy do schematycznych, nakazuje mi liczyć, że Marvel jeszcze z nią nie skończył i pojawi się ona np. na początku "Avengers 4".
Standardowo kilka słów o dubbingu - polska wersja językowa poprzedniej części jest uznawana za jedną z najgorszych, jeżeli nie najgorszą w MCU. Szczęśliwie aktorzy powracający zagrali tym razem lepiej i jest tylko jedna (niestety niemała) skaza w postaci Grzegorza Pawlaka, który do Laurence'a Fishburne'a zupełnie nie pasuje, już lepszy był zwiastunowy Miłogost Reczek. Mam nadzieję, że gdyby śp. Andrzej Blumenfeld żył dalej, Modestowicz nie popełniłby takiego błędu, bo to się nie godzi. Z drugiej strony chciałbym pogratulować zachowania Ewy Prus - głosu Hanny John-Kamen z "Player One". Zmiana dialogisty przysłużyła się filmowi, choć Marcin Bartkiewicz pisał dialogi w stylu Jana Wecsile, to sceny z opowieści Luisa mają właściwą synchronizację głosu z ruchem ust, czego brak był bardzo dotkliwie widoczny w poprzedniej części.
Podsumowując, film jest dobrą komedią, prawie pod każdym względem przewyższa poprzednika, ale nie podniósł poprzeczki zbyt wysoko, więc nie radzę mieć zbyt wielkich oczekiwań co do niego. Dla pocieszenia mogę dodać, że film mimo bycia sequelem jest dość klarowny i tłumaczy, co trzeba, więc znajomość poprzednich filmów ze Scottem Langiem nie jest aż taka obowiązkowa.
Zobacz także:
"Thor: Ragnarok"
"Czarna Pantera"

Komentarze

Popularne posty