"Rampage: Dzika furia'"

Gdy 1. raz zobaczyłem 2. zwiastun "Rampage'u: Dzikiej furii", skojarzyło mi się z "Jumanji: Przygodą w dżungli". Z pewnością nie ja jedyny tak miałem. Jest to oczywiście dobre skojarzenie dla tej produkcji, ale czy zasługuje ona na nie?
Już na początku seansu pokusiłem się o stwierdzenie w myślach, że jest to dobry film. "The Rock" ewidentnie dobrze się czuł na planie wśród PJ-a Byrne'a, Bre Hill i Jacka Quaida, ale wątpię, żeby było tak w scenach z pozostałymi aktorami, a zajmują one niestety więcej czasu ekranowego. Trochę długo minęło, gdy do mnie dotarło, ale od momentu, gdy pojawiła się Naomie Harris film zaczął powoli trafić na jakości. Wszystko zaczęło zmierzać w kierunku wielkiego widowiska bez polotu. Czasami przerysowanie Russella i Wydena ratowało sytuacje filmu i prawdopodobnie jest to świadomy zabieg, ale jeśli faktycznie scenariusz musiał to posiadać, to powinien mieć tego więcej. Trochę ciężko mi kupić takie zagrania, gdy mam z tyłu głowy myśl, że scenarzystom po prostu skończyły się pomysły.
Śledząc jakąś fabułę, staram się nie przewidywać tego, co może się wydarzyć. Chcę dać jej możliwość zaskoczenia mnie. W tym przypadku, pomijając początek i koniec, nie zaskoczyło mnie prawie nic oprócz wspomnianych scen Russella i Wydena. Żadnego należytego zwrotu akcji nie było, były za to rozczarowania, choć właściwie całemu filmowi blisko do miana wielkiego rozczarowania. Nie oznacza to definitywnie, że film jest zły. Może ja zwyczajnie wiązałem z nim zbyt dużo nadziei. Musiałbym któregoś razu odpalić sobie ten film w domu i znów obejrzeć, może mając świadomość, jaki ten film jest, będę w stanie spojrzeć na niego z innej perspektywy, ale nim to się stanie, pewnie minie dużo czasu. Aktualnie planuję kupić ten film nie wcześniej niż wtedy, gdy będzie na jakiejś wyprzedaży biedronkowej lub w innym sklepie.
Parę słów o dubbingu. Trzyma poziom, który nie jest wysoki, ale też nie jest niski. Po prostu stabilna polska wersja językowa. Na wyróżnienie zasługuje nie mój ulubiony Banaszyk, a Sebastian Perdek, który użyczył swojego głosu PJ-owi Byrne'owi, naprawdę nie spodziewałem się tak dobrego efektu. Pochwalić muszę jeszcze tłumacza - Jakuba Kowalczyka, który mimo niewielkiego doświadczenia napisał dialogi tak, że nie widziałem, żeby kłapy się nie zgadzały, a mogło tak być, biorąc pod uwagę moją ocenę filmu. Było w górę, trzeba w dół - z ważniejszych osób najgorzej wypadł Wojciech Paszkowski dubbingujący Jeffrey'ego Deana Morgana, choć jego udział mogę podsumować stwierdzeniem "było dobrze, ale to nie to".
Podsumowując, o ile nie zmienię zdania po następnym seansie, to pewnie będę do filmu częściej wracał dla dubbingu niż dla niego samego. Nie chcę odradzać wizyty w kinie ludziom, który są jak ja pozytywnie nastawieni przed filmem, ale radzę mieć świadomość, że fajerwerków nie będzie. Może dzięki temu wyjdą z kina szczęśliwsi niż ja.

Komentarze

Popularne posty