"Jumanji: Przygoda w dżungli"

Żyjemy w czasach, gdy popularne są remaki, rebooty i sequele. Nic w tym dziwnego, w końcu coś, co raz już się sprzedało, powinno się znowu sprzedać. Tym razem padło na "Jumanji", początkowo myślano, że film ten czeka zremake'owanie i to tak mocne, że zostanie sam motyw dżungli i nie będzie przypominał oryginału, ostatecznie jednak tegoroczna produkcja okazała się być sequelem, co wyszło na jaw, gdy ogłoszono, że produkcje nie będą współdzielić tytułu i do 2. części dodano podtytuł "Welcome to the jungle".
Chciałbym od razu zaznaczyć, że choć faktycznie jest to kontynuacja, wszystkie potrzebne informacje zostały podane tam na tacy, a znajomość filmu z Robinem Williamsem jest zupełnie niepotrzebna, ponieważ gra i jej zasady się zmieniły, jednakże nie ukrywam, że warto go znać chociażby dla easter eggów. Abstrahując od samego początku, który przedstawia losy gry krótko po zakończeniu 1. części, film zaczyna się od przedstawienia czwórki głównych bohaterów, którzy są zwykłymi uczniami jednej szkoły, więc ich losy zostały powiązane już wcześniej. To wszystko pozwala widzowi lepiej w to wejść niż w "Ligę sprawiedliwości".
Już po tym, jak nastolatkowie w czasie "odsiatki" znaleźli grę, zdecydowali się w nią zagrać i zostali wchłonięci, można zauważyć, że zwiastuny zapowiadały nam trochę inny, gorszy film. Będąc w Jumanji, bohaterowie nie porzucają swoich problemów z prawdziwego świata, a zakłopotanie spowodowane przebywaniem w nowych ciałach jedynie zwiększa ich również wewnętrzne zmagania, co sprawia, że nie są oni puści. Nowe i niekoniecznie przyjemne otoczenie, a także zmiana perspektywy pozwalają bohaterom przejść wewnętrzną przemianę - przełamać się, zrozumieć parę spraw, które wcześniej były poza ich zasięgiem.
Świetne zostały napisane i przedstawione relacje Spencera i Fridge'a, Spencera i Marthy, Marthy i Bethany oraz Bathany z resztą (na czele z Alexem), ale także z samą sobą. Coś pięknego. Część z nich jest rozbrajająca, a część - urzekająca. Ogólnie produkcja jest dość wesoła, jednakże niespodziewaną, ale idealnie wpasowującą się do filmu, powagę wprowadza dodatkowy gracz - wspomniany Alex, którego wątek na całe szczęście nie został w żaden sposób poruszony w materiałach promocyjnych, bo jego szczegóły potrafią wbić w fotel. Nie byłoby filmu i całej tej przygody w dżungli, gdyby nie antagonista, który ma swoich sługusów, dlatego jego relacje z bohaterami są dość ograniczone. Van Pelt nie jest jakąś głęboką postacią, ot po prostu wróg ze starej gry wideo, ale produkcja przez to nie cierpi.
Jak wiadomo, bohaterowie trafiają do gry, a ja oglądając to i mając też na uwadze fakt, iż nie należy ona do tych najbardziej zaawansowanych, początkowo zapragnąłem samemu w nią zagrać (ale bez wsysania), jednakże później scenariusz nabrał tak unikatowego charakteru, że musiałaby być to gra oparta o film, a nie gra na podstawie tej z filmu. Co jakiś czas pokazywane jest także, jak mogłaby wyglądać gra, gdyby miało się pełnię władzy nad postacią, co jednak wykracza poza pomysł twórców (gry) na fabułę.
Standardowo trochę o dubbingu. W zasadzie nie ma się do czego w pełni przyczepić, dialogi są genialne i pasują do kłapów, a głosy - dobrze dobrane. Jednakże czegoś mi brakowało w głosie Julii Łukowiak, która grała Ruby, czyli awatara Marthy, może aktorka potrzebuje trochę wprawy w dubbingu, ale na pewno brakuje jej obycia z Karen Gillan, może kiedyś ich drogi jeszcze się zejdą. U Mateusza Narlocha z początku było słychać różnicę wieku między nim a Kevinem Hartem, ale na szczęście z czasem to zanikło. Krzysztofa Banaszyka (dubbingującego tu postać "The Rocka") uwielbiam, dlatego ograniczę się do słowa "klasa", bo jeszcze zacznę go idealizować. Absolutnym mistrzem okazał się Bartłomiej Kasprzykowski, który podobnie jak "jego ciało" - Jack Black wypadł niesamowicie, oby tak dalej. Mógłbym jeszcze napisać coś o Przemysławie Glapińskim, ale ze względu na rozmiar roli Van Pelta przemilczę to, bo nie wiem czy było dobrze, czy po prostu do zaakceptowania.
Na koniec chciałbym serdecznie polecić odwiedzenie najbliższego kina i zapoznanie się z produkcją, która niejednego jest w stanie zaskoczyć. Fakt, że jest to sequel jest wyłącznie dodatkowym motorem napędowym produkcji, która genialnie broni się jako samodzielne dzieło. Z racji, że w polskich kinach można ją obejrzeć tylko z dubbingiem, chciałbym zapewnić, że "krew poleje się z uszu", tylko jeśli ktoś będzie tego "chciał".

Komentarze

Popularne posty