"Czarna Pantera"


Już wkrótce "Avengers: Wojna bez granic", Marvel jednak uznał, że nim Avengers poznają Thanosa, widzowie powinni poznać lepiej Wakandę i jej mieszkańców, dlatego swego czasu przyspieszył produkcję "Czarnej Pantery", której polska premiera przypadła na dzisiaj. Czy więc była to dobra decyzja, czy tylko budowanie hype'u?
Jeśli kogoś nie interesuje moje zdanie i jest tu po to, by dowiedzieć się, czy może iść na seans bez znajomości "Kapitana Ameryki: Wojny bohaterów", to niech już skończy czytać i leci do kina. Film jest całkowicie przystosowany dla nowych widzów i tylko scena po napisach może zdziwić. Nie oznacza to jednak, że osoba znająca szczególnie fabułę "Avengers: Czasu Ultrona" i wcześniej wspomnianej produkcji nie będzie czerpać dodatkowej przyjemności z filmu.
Wiele osób zarzuca "Doktorowi Strange'owi" bycie zbyt bezpiecznym filmem, który korzysta z utartego schematu, a urzeka jedynie oprawą wizualną, tutaj na szczęście tak nie jest. Jak wiadomo Czarna Pantera jest związana z Wakandą od pokoleń, a to oznacza, że główny bohater jako pretendent do tronu był szkolony od młodego. W tej produkcji nawet nie widzimy go w takim wieku, pokazano za to jego i pozostałych stosunek do tradycji, czego próżno szukać w pozostałych 17 filmach MCU. Oczywiście nie tylko to wyróżnia ten film na tle pozostałych, pokazał on, że określanie filmów mianem "superhero" nic nie znaczy i nie da się ich wrzucić do jednego wora. Jestem przekonany, że po drobnych zmianach nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby użyć tego słowa. Film faktycznie pokazuje walkę dobra ze złem, bo co może zrobić młody władca, gdy jego kraj jest zagrożony? Mimo wszystko zostało to przedstawione w zaskakujący, a także nowatorski sposób i liczę, że ten film będzie miał pod tym kątem wpływ na następny.
Relacje oraz role wszystkich bohaterów zostały przedstawione należycie. Nie ma tutaj nic zbędnego, niepotrzebnego, czy nie na swoim miejscu. Dwójka złych - Killmonger i Klaue - pokazała się jako wspaniały duet, jednakże ich stosunku do siebie, a przede wszystkim jego rozwoju nie da się opisać, by nie zdradzić czegoś istotnego. Sam Killmonger to postać na tyle głęboka i z dość przekonującymi pobudkami, że z chęcią zobaczyłbym, co by się stało, gdyby to on wygrał. Z drugiej strony jest jeszcze przecież główny bohater, który wyróżnia się na tle pozostałych herosów Marvela tym, że naprawdę potrafi postawić się w roli przeciwnika i współczuć mu losu, a także wytykać swoim sojusznikom ich błędy, na które inaczej patrzyli.
Standardowo kilka słów o dubbingu. Chcąc uniknąć rozpisywania się, pominę postaci, które już wcześnie zadebiutowały w MCU, kiedyś do nich wrócę, jak zabiorę się za tamte filmy. Cała obsada na czele z fenomenalnymi Fabijański i Stenką (których nie kojarzyłem z FN-2187 i Starożytną) prezentuje naprawdę wysoki poziom. Na papierze rozczarowujący może być fakt, że Szymon Kuśmider dostał już 4 niemałą rolę w tym uniwersum, ale wspaniale wpasował się w Foresta Whitakera, choć słychać, że to nie on dubbingował go w "Łotrze 1". Faktycznie rozczarowujący może być udział Anny Gajewskiej, która dostała już 6. rolę, tym razem był to tylko epizod w roli prezenter, ale ja jej niestety nie lubię. A propos minusów strasznie nie podobała mi się Agnieszka Kościelniak w roli Shuri. Mam nadzieję, że szybko się poprawi, bo źle brzmiała, ale ja nie przepadam za zmianami głosów.
Nadeszła pora na odpowiedź na pytanie ze wstępu. Może ona lekko ulec zmianie, gdyż sama "Wojna bez granic" jeszcze przed nami, jednakże na ten moment uważam, że to była po prostu dobra decyzja. Wakanda jest bardzo bogatym państwem (niekoniecznie dosłownie), więc warto się z nią zapoznać i ją polubić, nim Thanos naśle na nią swoich ludzi. W dodatku już wiadomo, że wielu Wakandyjczyków będzie miało wpływ na fabułę, więc sądzę, że warto się z nimi liczyć. Na film zapraszam, radzę się spodziewać niespodziewanego, a także mieć na uwadze fakt, iż jednak jest to pierwszy solowy film.


Zobacz także:
"Thor: Ragnarok"
"Ant-Man i Osa"

Komentarze

Popularne posty